W Wedach (księgach wiedzy dawnych ludów indoeuropejskich) jest piękna metafora na temat ludzkiego życia: jest ono jak rydwan, ciągnięty przez pięć koni, a my go prowadzimy.
To, dokąd on dojedzie, zależy od nas. Od tego, w jakim kierunku wybieramy podążać. W tym obrazku woźnica to nasze „ja”, dusza, esencja naszej istoty; lejce – to nasz umysł, a pięć koni to pięć zmysłów: wzrok, słuch, węch, smak i dotyk.
Odbieramy świat zewnętrzny poprzez wrażenia zmysłowe, umysł je przetwarza, a my decydujemy jaki kierunek obrać uwzględniając informacje, które do nas docierają.
Idealną sytuacją jest, gdy lejce są w naszych rękach – czyli – jak mawiali nasi przodkowie – „trzymamy nerwy na wodzy”, czyli mamy świadomość tego, jak się ma nasz układ nerwowy i umysł (ponieważ stan umysłu zależy również od naszego zdrowia – „w zdrowym ciele zdrowy duch”, jak głosi powiedzenie, choć bliska mi osoba próbuje mnie przekonać, że jednak „w zdrowym ciele - zdrowe cielę”
). Wtedy prowadzimy swój los świadomie, w wybranym przez siebie kierunku, z pewnością tego, co chcemy osiągnąć.
Dzisiaj jednak nie uczy się nas tak podstawowych rzeczy jak to, czym jest umysł i jak go trzymać na wodzy… Konsekwencją tego jest to, że jesteśmy jak postać z obrazka, która siedzi z tyłu rydwanu - wystraszona - gdy tymczasem konie (czyli zmysły) poniosły cały pojazd w nieznane, w galopie przez życie. Lejce (czyli umysł) targane są w różne strony, a pasażer niesiony, bez poczucia wpływu na to, co się wydarza. Nic nie jest pewne, nie ma poczucia bezpieczeństwa, mamy wrażenie, że życie „przecieka nam przez palce”.
Co zrobić w tej sytuacji? Przede wszystkim złapać za lejce. To znaczy, że umysłowi trzeba się przyglądać. Mamy taką zdolność i to dzięki niej można dojść do wniosku, że skoro możemy mu się przyglądać „z boku”, to znaczy, że
nie jesteśmy swoim umysłem. Nie musimy brać serio tego, co nam podsuwa i nie musimy być w centrum tego, co aktualnie umysł przeżywa. Możemy przyglądać się myślom, które przepływają, możemy je nawet uciszyć, jeśli przeszkadzają. Możemy również poprzez afirmacje sami podsyłać umysłowi myśli o takiej jakości, jakiej chcemy doświadczyć w życiu.
Jeśli na poziomie ciała możemy powiedzieć, że „jesteś tym, co jesz”, tak na poziomie umysłowym również dostajemy to, czym „karmimy” umysł. Ponieważ
na poziomie umysłu również odbywa się trawienie: trawią się wrażenia zmysłowe. Gdy zaczniemy obserwować umysł, zauważymy, że wszędzie tam, gdzie podąży nasza uwaga, skierują się konie naszego rydwanu, czyli zmysły. Zauważymy również, że często patrzymy na świat przez pryzmat naszych myśli i przekonań – jak przez pociemniane okulary. Kiedy uciszymy myśli (zdejmiemy okulary) świat pokaże nam się w pełnej perspektywie i w pełni swoich barw i odcieni.
Te właściwości umysłu widać na przykład wtedy, gdy chcesz kupić konkretne auto, np. mercedesa. Gdy zaczynasz o tym myśleć, nagle zaczynasz dostrzegać wokół siebie mnóstwo mercedesów. Na ulicach, billboardach, w reklamach w TV. Tak naprawdę one zawsze tam były, tylko
Twój umysł nagle zwraca uwagę akurat na nie, bo
Ty tego chcesz. Tak samo, gdy mamy wewnętrzne przekonanie, że jesteśmy skrzywdzeni przez los, zauważymy tylko te sytuacje, które nas w tym przekonaniu utwierdzą. Idąc dalej, gdy skupiamy uwagę na problemie - problem rośnie, zaś gdy szukamy rozwiązania - znajdujemy je!
Gdy na przykład oglądamy wiadomości w telewizji – gdybyśmy nadali kolor przekazowi, który stamtąd płynie - byłby to obraz pełen wszelkich odcieni szarości i ostrzegawczego odcienia czerwieni. Jeśli tylko tym karmimy umysł każdego dnia, tak będziemy się czuli w swoim ciele i w swoim życiu: jakby życie było szare, albo jakby ciągle coś nam groziło.
Pierwotną rolą umysłu jest właśnie ostrzegać nas przed bezpośrednim zagrożeniem naszej egzystencji, byśmy mogli zareagować walką lub ucieczką. Niestety, właśnie dlatego złe, szokujące wiadomości tak przykuwają naszą uwagę, nawet, jeśli nie są to informacje, które dotyczą nas bezpośrednio lub które wpływają na nasze życie.
Jeśli „damy się ponieść” umysłowi, w reakcji na stres organizm postawi na wzmocnienie siły mięśni (aby umożliwić nam walkę z zagrożeniem lub ucieczkę), ale w tym celu ograniczy dostęp do funkcji poznawczych. Ta strategia umysłu jest świetna gdy trzeba szybko uciec przed zagrożeniem, a gdy będziemy już bezpieczni - przywrócić normalne funkcjonowanie ciała. Niestety, działa niezwykle degeneracyjnie na ciało, gdy doświadczamy stresu na dłuższą metę.
Natomiast rolą naszej duszy (czyli woźnicy, który trzyma lejce) jest weryfikacja tego, co umysł podsuwa i podejmowanie decyzji: w którym kierunku świadomie chcę podążyć? czy informacja płynąca od umysłu jest istotna, czy kompletnie bez znaczenia w moim konkretnym życiu? czy też może myśl jest nacechowana jakimś podświadomym błędnym przekonaniem, które trzeba zweryfikować, by móc ruszyć w nowym kierunku?
Tym właśnie jest świadome kierowanie swoim życiem, czego życzę i sobie i Tobie, czytelniku.